piątek, 1 marca 2013

Rozdział 8


   *muzyka*

Angelika nie zapomniała o całej sytuacji. Często budziła się w środku nocy przypominając sobie nie moment jak prawie została potrącona. Przypominała sobie jak silne ramiona Jamiego mocno ją trzymały żeby nie upadła. Szorstkie dłonie którymi jeździł po jej policzkach. Popękane i spierzchnięte usta które napierały na jej wargi. Te wspomnienia nie pozwalały Angelice spokojnie spać.
Na lekcjach zbyt często przyłapywała się na tym, jak wpatruje się w jego twarz i usta, albo z przesadnym skupieniem słucha jego akcentu.
     Zbliżał się koniec listopada, co w liceum w Dublinie oznaczało bal semestralny. Tego roku Angelika miała zamiar wybrać się na niego i miała zamiar wyglądać naprawdę dobrze, tak jak reszta dziewczyn kiedy dowiedziały się że jednym z opiekunów będzie pan Austin. Zauroczenie które przechodziła Angelika nie polegało na obsesji, jak to u niektórych uczennic to wyglądało. Po cichu marzyła sobie, że skończyła szkołę, a Jamiego poznała w zupełnie innych okolicznościach.
    Do balu została jedynie godzina. Angelika stała w mieszkaniu przed lustrem i próbując opanować drżenie całego ciała gładziła dłońmi materiał sukienki której miała na sobie. Tego dnia po raz pierwszy od dawna poczuła się piękna. Ciemne włosy zostawiła rozpuszczone, by kaskadami opadały na ramiona, czarna, długa do ziemi suknia leżała na niej idealnie. Na plecach widniało duże wycięcie sięgające niewiele wyżej ponad kość ogonową. Na nogi wsunęła czarne szpilki.
-Jesteś gotowa?- usłyszała głos Jose. Pokiwała głową nie przejmując się czy kobieta zauważy gest, czy nie. Szybko wstąpiła jeszcze do pokoju i wzięła podręczną kopertówkę w której miała schowane wszystkie potrzebne rzeczy.

    -Freddie, nie sądzisz że wyglądam zbyt poważnie?- Jamie Austin obrócił się w stronę syna który siedział na puszystym dywanie w salonie i bawił się nowym samochodzikiem. Chłopiec odłożył zabawkę i podszedł do ojca ruchem ręki żądając, żeby ten go wziął na ręce. Gdy tylko znalazł się w ramionach Jamiego jedną rączką zmierzwił włosy ojca.
-Tak lepiej- dopowiedział i dał szybkiego całusa w policzek.
-Dziękuję mój młody stylisto- mężczyzna zaśmiał się i odstawił Freddiego na podłogę.- Pamiętaj, żeby nie wstydzić się wujka Paula, bo jest bardzo miły i też bardzo cię lubi- chwilę później „wujek Paul” bawił się z Freddiem samochodzikami, a Jamie Austin opuszczał mieszkanie.

-Proszę o uwagę!- w głośnikach umieszonych na ścianach auli zadudnił słodziutki głos przewodniczącej szkoły- Leony Parker. Dziewczyna miała na sobie króciutką i obcisłą sukienkę, oraz (za)wysokie szpilki, a gdy chodziła i z podekscytowania lekko podskakiwała w miejscu wyglądała jak wystylizowana kaczka, przynajmniej w mniemaniu Angeliki.- Zaraz wylosujemy jednego ucznia oraz uczennicę, którzy przetańczą jedną piosenkę z naszymi wspaniałymi opiekunami dzisiejszego balu- z panią profesor Prudence Clark- Leona kontynuując wypowiedź wskazała na nauczycielkę matematyki- oraz z panem Jamiem Austinem! Brawo!- podekscytowany głos przewodniczącej został zastąpiony głośnymi oklaskami żeńskiej części zgromadzonych uczniów. Każda z obecnych dziewcząt miała nadzieję na jeden taniec z nauczycielem, natomiast nie wszyscy chłopcy pałali się do tańca z matematyczką która na bal semestralny założyła obcisłą garsonkę podkreślającą jej dość pulchne kształty.
-Przejdźmy do losowania! Najpierw dziewczęta!- Angelika słysząc napalony głos Parker- która sama chyba miała nadzieję na wylosowanie samej siebie- wywróciła oczami stojąc na uboczu sali. Musiała jednak przyznać, że sama była ciekawa kto zatańczy z Jamiem, i mimo cichego zauroczenia miała nadzieję że nie zostanie wylosowana.- Panie i panowie! Taniec z pan Austinem wygrała… Pattie Craven!- po sali rozeszły się sztuczne okrzyki i brawa. Wszystkie dziewczyny z zazdrością spoglądały na przyjaciółkę Angeliki, która była tak szczęśliwa że omal nie zaczęła krzyczeć.
-O mój Boże… Angie… nie wierzę!- główna zainteresowana podskoczyła w miejscu cicho piszcząc jak myszka.
-Faktycznie, fascynujące…- czarnowłosa odpowiedziała monotonnie przygładzając materiał małej czarnej. Przelotnie zerknęła na Jamiego który wydawał się być rozbawiony całą tą sytuacją jak i samym pomysłem na konkurs.
-Kolej na chłopców- w pomieszczeniu ponownie zapanowała cisza. Tym razem licealiści chcieli wiedzieć kto będzie miał pecha i przez następne kilka minut będzie przeżywał najgorsze przeżycie balu semestralnego. Padło na jednego z pierwszaków. Leona zawołała obie pary na środek sali. Koleżanka Angeliki z podekscytowaniem stanęła naprzeciwko nauczyciela, ten natomiast uśmiechnął się przyjaźnie sprawiając, że większość dziewcząt które z zazdrością patrzyły na Pattie jęknęły z oburzeniem.
*
Zaraz po zakończeniu balu Angelika wyszła ze szkoły udając się na parking gdzie miała czekać na nią Jose. Po kilkunastu minutach telefon nastolatki rozdzwonił się, a dzwoniła właśnie Jose. Z informacją, że samochód się zepsuł. Dziewczyna cicho jęknęła i już miała zamiar iść na przystanek autobusowy, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Przestraszona obróciła się i zobaczyła Jamiego Austina.
-Czekasz na kogoś?- zapytał dziwiąc się, że uczennica jeszcze jest na terenie placówki. Sam widział kiedy Angelika jako jedna z pierwszych opuściła bal.
-Czekałam. Jose zepsuł się samochód i nie może po mnie przyjechać- szczerze mówiąc, Angelika nie zdziwiła się za bardzo kiedy Jamie zaproponował jej podwózkę. Zdążyła już „rozgryźć” nauczyciela by wiedzieć, że nikt nie jest mu obojętny.
-Dobrze się bawiłaś?- po chwili niezręcznej ciszy w samochodzie pierwszy odezwał się Jamie.
-Nie było źle- dziewczyna wzruszyła ramionami patrząc się przez okno, co było jej ulubionym zajęciem podczas jazdy jakimkolwiek środkiem transportu. Ciszę- która znowu zapanowała w samochodzie- przerywała gra radia. Dość stary już odbiornik trzeszczał, ale łatwo było rozpoznać dźwięki kultowego „With or without you”.
-Dziękuję- Angelika ponownie uśmiechnęła się, kiedy Austin zaparkował przed blokiem w którym mieszkała.- Mogłabym o coś jeszcze poprosić? –zapytała odpinając pas. Kiedy nauczyciel skinął głową kontynuowała- Pozdrowi pan Freddiego, dobrze?- Jamie powtórzył poprzedni gest, a z ust Angeliki popłynęło kolejne „dziękuję”. Ostatni raz uśmiechnęła się do mężczyzny zamykając za sobą drzwi.



Przepraszam. 
Nie mam czasu i siły żeby napisać coś sensownego, stąd krótki i niezbyt dobry rozdział. Pewnie obiecuję to po raz setny- ale kolejny będzie lepszy. 
Druga sprawa: możecie zadawać pytania bohaterom(wszystkich moich opowiadań)
 na asku <klik>
Paul i inni chętnie odpowiedzą na wszystkie pytania ;D
Przepraszam, że czasem nie komentuję rozdziałów, 
albo robię to z opóźnieniem. Jutro nadrabiam wszystkie zaległości :)
Jeszcze raz dziękuję tym osobom które czytają, za każde wejście, komentarz, cokolwiek... 
Nie mam wielu czytelników, ale nawet dwójka mnie cieszy.
Następny rozdział- 21 marca, tak na pierwszy dzień wiosny.
+Zapraszam na dwa pozostałe blogi :)
there-comes-you.blogspot.com- nowy rozdział
drink--my-soul.blogspot.com- informacja

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 7


Jechał powoli co chwilę zerkając na Angelikę która wyciągała wsuwki z włosów rozplatając koszyczek zrobiony przez jej mamę. Przez piętnaście minut jazdy Jamie zauważył jak Angelika robiła się spokojniejsza, ale po chwili podbródek ponownie zaczynał jej drżeć a w oczach gromadziły się łzy które usilnie próbowała powstrzymać. Gdy byli już w mieszkaniu Jamiego Angelika zaczęła mówić.
-Zabrał mnie do niej… i ja widziałam ją, ale ona cierpi… cierpi tam, a ja nie mogę jej pomóc… Wcale jej nie znam…- spazmatyczny płacz przeszkadzał w wypowiedzeniu czegoś konkretnego. Jamie nie wiedząc zupełnie o co chodzi obejmował tylko ramieniem Angelikę i próbował ją uspokoić.
Łzy ciągle spływały po twarzy rozmazując tusz. Angelika niezdarnie przejechała dłonią po policzkach sprawiając, że na delikatnej skórze pozostały czarne smugi.
Była tak roztrzęsiona że nie zauważyła gdy nogi zaczęła jej drżeć a mężczyzna dalej tulący ją w ramionach usiadł z nią na kanapie.
-Angie, nie płacz- poprosił odgarniając zwilżone przez łzy pojedyncze kosmyki włosów.- Przepraszam.
-Nie... ty nie przepraszaj- płacz wstrząsnął jej ciałem i co chwilę gwałtownie łapała powietrze.
Mężczyzna nie mógł patrzeć na ból młodej dziewczyny. Kiedy ta chciała się odsunąć,  gwałtownie złapał ją za nadgarstki i ponownie przyciągnął do siebie.
-Uspokój się. Będzie dobrze… wiesz o tym- powiedział powoli. Angelika pokiwała głową, jednak Jamie wiedział że nic nie zrozumiała z jego słów.- Popatrz na mnie- delikatnie ale stanowczo ujął jej twarz w swoje dłonie i podniósł tak, aby mógł uzyskać z nią kontakt wzrokowy. Dziewczyna owszem głowę podniosła, ale za nic w świecie nie chciała spojrzeć w oczy Jamiego.- Popatrz mi w oczy, Angelika- para niebieskich tęczówek, które w wyniku płaczu zdawały się mieć krystaliczny kolor zwróciły się w stronę twarzy mężczyzny.
Jamie obserwował jak jedna samotna łza gromadzi się w kąciku oka żeby zaraz szybko spłynąć po policzku. Nim zdążyła skapnąć na ziemię Austin starł ją kciukiem.
Otrząsnął się gdy poczuł jak mocno, szybko i głośno bije serce i jak pali go skóra. Koniuszkiem języka przejechał po spierzchniętych wargach po czym szybko zamrugał powiekami tak jakby przebudził się z transu. Im dłużej wpatrywał się w twarz Angeliki tym bardziej nasilało się bicie serca, jeszcze mocniej i boleśniej parzyła go skóra a w ustach tak jakby ciągle zasychało.
-Coś się stało?- głos docierał jakby z daleka. W uszach dudniło mu bijące serce.  Powoli pokręcił głową jakby nadal zastanawiał się nad swoją odpowiedzią. Próbował nacieszyć umysł widokiem. Prawie czarne długie włosy ułożony w nieładzie, piękne  oczy... gdy jego wzrok dotarł do pełnych malinowych ust miał wrażenie że zachłysnął się powietrzem. Była piękna.
Nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie Angeliki powoli zbliżył swoją twarz do jej,
a gdy poczuł jak dotyka swoimi wargami ust dziewczyny miał wrażenie że w jego sercu właśnie wybuchła bomba. Złożył krótki pocałunek na jej ustach, a gdy go zakończył nadal tkwił przy jej twarzy. Nim się zorientował ponownie zatonął w pocałunku z Angeliką.
W pocałunku głębszym, namiętniejszym i zdecydowanie śmielszym. W podświadomości zarejestrował moment kiedy Angelika położyła rękę na jego policzku i mocniej do niego przylgnęła. Nie dochodziło do jego niego że to co robi, jest niestosowne. Opanował się po niespełna kilku minutach, i zaraz znajdował się na drugim końcu kanapy odrzucając  wszystkie obrazy które przychodziły mu do głowy przypominając pocałunek.
-Dlaczego to zrobiłaś?- spytał nie patrząc się na Angelikę. Splecione palce swoich dłoni zaciskał coraz mocniej próbując opanować emocje które w nim siedziały. Kiedy dziewczyna mu nie odpowiedziała zapytał ponownie- dlaczego go odwzajemniłaś?- tym razem nastolatka odpowiedziała mu.
-Ponieważ potrzebuję miłości. A ty ją masz i dzielisz się nią z każdym- teraz to on milczał. Nie wiedział co ma zrobić. Wysłać ją do domu czy pozwolić jej tu zostać? Rozmawiać z nią dalej czy całkowicie zignorować?
-Nie mogę ci jej dać- odpowiedział zachrypniętym głosem. Zaraz potem usłyszał szloch dziewczyny.
-Czy naprawdę nie zasłużyłam na nic w moim życiu…? Na nic? Nawet na odrobinę szczęścia? Na miłość?
-Uspokój się Angelika… wiem, że jest ci ciężko- nie mogąc dalej siedzieć bezczynnie objął Angelikę, bo przecież „dla kobiety jedyne naprawdę wygodne miejsce do płaczu to pierś mężczyzny" jak uważał.
-Chcę tylko żeby ktoś mnie pokochał i był przy mnie…- to były ostatnie słowa która niebieskooka powiedziała tamtej nocy. Po jeszcze wielu wylanych łzach usnęła wtulona w pierś nauczyciela od francuskiego. Ten jej nie budząc, powoli wziął na ręce i położył w swojej sypialni. Sam wrócił do salonu i siedząc na kanapie wpatrywał się w zdjęcie oprawione w ramkę, które stało na szklanym stoliku do kawy. On, jego Su i Freddie. On też potrzebował miłości którą sam wszystkim dawał. Ale nikt mu jej nie oddał.
Z rozmyśleń wyrwał go cicha zagłuszona melodia. Słysząc nieznany sygnał domyślił się, że musi to być nic innego, a komórka Angeliki. Kiedy znalazł urządzenie należące do uczennicy, ktoś zapisany w kontaktach jako „Nathaniel” nadal próbował się dodzwonić. Przypominając sobie, że tak nazywał się jej brat nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył aparat do ucha.
-Słucham?
-Kto mówi? Gdzie Angelika?- w głosie Nathaniela słychać było wyraźną panikę.
-Jest u mnie.
-A „u mnie” znaczy u kogo?
-Jam…- przerwał i zaraz dodał- Paul Bennet.
-Paul? Ten Paul? Przyjaciel Angeliki, tak?
-Tak- kolejne kłamstwo wyszło z ust Austina.
-Jest u ciebie?
-Tak.
-Bogu dzięki… jest cała i zdrowa?
-Tak.
-Dzięki, przekaż jej że jak wróci nie będzie mnie już w mieszkaniu.
-Jasne.
-To… cześć- w telefonie rozległo się równomierne dźwięczenie oznajmiające koniec połączenia. Kiedy Jamie odłożył telefon Angeliki od razu sięgnął po swój i nie zwracają uwagi na godzinę zadzwonił do tego za którego się podał.
-Stary, jak powiesz że ketchup ci się skończył to cię zabiję…- usłyszał na przywitanie od Benneta.
-To coś poważniejszego niż ketchup, psychologiczna małpo.
-Papier toaletowy?
-Ogarnij łeb, Paul! Angelika Jones jest u mnie w mieszkaniu i śpi w mojej sypialni. Jakkolwiek to zabrzmiało, do niczego nie doszło. No prawie.
-Whoa! Wolniej kowboju! Taki przypływ informacji o… prawie pierwszej nad ranem źle na mnie wpływa. Jak to jest u ciebie? I jak to prawie do niczego nie doszło? Stary, ty jesteś jej nauczycielem…
-To ty zwolnij z zadawaniem pytań. Prawie ją potrąciłem, a raczej to ona wpakowała mi się pod koła. Prawie. Była strasznie roztrzęsiona, więc zabrałem ją do siebie. Później coś mnie opętało i ją pocałowałem a ona to odwzajemniła później mówiąc że potrzebuje miłości a ja ją daję wszystkim.
I jeszcze jedno, tylko mnie nie zabij… Zadzwonił do mnie jej brat i przedstawiłem się jako ty.
-Jamie, ja nie chcę nic mówić… ale czy wy oboje coś ćpaliście?
-Ogarnij się, to trochę poważna sprawa…
-Nie bardzo wszystko rozumiem.
-Paul, nie będę ci teraz wszystkiego dokładnie opowiadać! Najpierw prawie ją potrąciłem, później pocałowałem a na koniec przedstawiłem się jej bratu jako Paul Bennet! Dotarło?
-Dotarło. Mam do ciebie przyjechać i z nią porozmawiać?
-Teraz?
-A kiedy? Kiedy stwierdzi że jest w tobie szalenie zakochana?
-Ona śpi…
-To ją zbudź! Za kilka minut będzie!
-Jesteś chujowym psychologiem, Bennet. Do zobaczenia- rozłączył się i rzucił telefon n kanapę.

-Obudź się…- zaczął lekko trząść ciałem Angeliki a gdy ta otworzył oczy odsunął się od niej.
-Coś się stało?- dziewczyna spojrzała na Jamiego, a gdy obraz był nadal zamazany przetarła i oczy i zamrugała kilka razy.
-Trochę namieszaliśmy, wiesz o tym… Paul zaraz tu będzie, chce z tobą porozmawiać. Chcesz się czegoś napić?- zapytał zdając sobie sprawę że odkąd Angelika była u niego nic nie jadła ani nie piła.
-Jeśli masz jakiś sok to chętnie…- odparła niewyraźnie i zwlokła się z łóżka.
Kilka minut później siedziała przy małej wysepce kuchennej i wolno popijała sok pomarańczowy z szklanki. Nim zdążyła dopić sok do drzwi dzwonił już Paul Bennet. Jamie wstał z krzesła i podszedł do drzwi wpuszczając przyjaciela do środka.
-Daj kochanie ten sok bo się zachłyśniesz- niespodziewanie zabrał z rąk Angeliki szklankę i sam dopił końcówkę soku. Roześmiał się cicho gdy poczuł na sobie zaspany i zdziwiony wzrok siedemnastolatki.
-Czego ode mnie chcecie…- jęknęła opierając głowę o blat. Po cichu marzyła sobie że zaraz wróci do wygodnego łóżka należącego do Jamiego i pójdzie dalej spać.
-Kochanie… wiem że twój nauczyciel francuskiego ma wygodne łóżko, nawet nie wiem skąd go stać było na takie, ale wstawaj- Paul odsunął krzesło na którym siedziała, i próbował podnieść prawie już śpiącą dziewczynę.
-Paul nie wiem co ty bierzesz w nocy ale skończ z tym- we framudze drzwi stał Jamie i śmiał się z dwójki przebywającej w jego mieszkaniu. Usypiająca na stojąco Angelika i niepoważny Paul.
Był pewien, że jego uczennica nie poznała Benneta od tej strony.
-Jestem królem nocy, zrozum to- pełen powagi głos psychologa sprawił, że Jamie wybuchnął głośnym śmiechem.- Ale cicho, to moja druga tożsamość… Angelika obudź się- potrząsał jej ciałem tak długo aż nie wyglądała na porządnie obudzoną.
-Paul… dlaczego chcesz ze mną gadać w środku nocy?- wyjęczała wieszając się na szyi psychologa.
-Ponieważ moja droga… skomplikowało się dzisiaj, można by powiedzieć wczoraj- kilka spraw… Po pierwsze, ty i twój nieznośny nauczyciel…
-Wiem, pocałował mnie.
-A ty to odwzajemniłaś…
-Dajcie mi pieprzony spokój…- mruknęła zirytowana.- Wiem, to był błąd i to się nie powtórzy, a tak naprawdę to nic się nie stało, nikt nie będzie o tym pamiętać…
-Jest jeszcze coś. Zadzwonił do ciebie twój brat. Jamie odebrał i podał się za mnie. Kiedy się o to spyta powiesz że Paul Bennet to twój przyjaciel. Jamie wypierdalaj stąd… chcę z nią sam pogadać- psycholog nie odwracając się w stronę Austina zwrócił się do niego, po czym usiadł z Angeliką przy stole. Upewniając się jeszcze że są sami rozpoczął rozmowę.
-Omówmy kilka spraw. Po pierwsze, nikt nie może się dowiedzieć co się stało. Dosłownie nikt. Nawet najbliższa przyjaciółka…
-Nie mam przyjaciół- Angelika przerwała mu. Bennet wywrócił oczami i kontynuował zdanie.
-Znajomym, nikomu. Zachowaj to dla siebie. Po drugie, powiesz bratu że byłaś u mnie, to jest u swojego przyjaciela ze szkoły, podwórka… nieważne!- machnął ręką i dalej tłumaczył dziewczynie co, jak i dlaczego.- Jamie zrobił to co zrobił bo jest w trudnej sytuacji. Wszystko go przytłacza i chce odreagować. Zrozumiesz to, prawda?- Angelika pokiwała głową i lekko uśmiechnęła się do Paula.


Ym... to może po kolei:
1) Nie, rozdział mi się nie podoba. Brak opisów i spójnej całości. Przepraszam.
2) Nie dziwcie się postawą Paula, w najbliższych rozdziałach poznacie go bliżej
3) Przepraszam Madź :(
4) Jeszcze raz przepraszam za fatalny rozdział, następny będzie lepszy.
5) Skoro mowa o kolejnym rozdziale- zostanie opublikowany 1 Marca, razem z rodziałami na pozostałych blogach.
6)Skoro mowa o pozostałych blogach- zapraszam!

:)

EDIT 20.02: http://ask.fm/AskMyHero Możecie zadawać pytania bohaterom ;)

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 6

Kolejne spotkanie z Paulem odbywało się w napiętej atmosferze, a Angelika ukrywała to co wiedziała i nie chciała nic z siebie wydusić.
-Widzę, że coś znowu się stało- dziewczyna wywróciła oczami dalej utrzymując maskę obojętności.- W domu masz kłopoty? W szkole? Ktoś ze znajomych...
-Paul nic się nie stało- przerwała psychologowi, który spojrzał na nią z wypisanym na twarzy "jeśli myślisz że uwierzę to się grubo mylisz".- Niech ci będzie... ale żeby później nie było na mnie, sam chciałeś.
-Nie marudź tylko gadaj- Angelika nie wiedziała jak ma zacząć mówić. Żeby nie urazić Paula, ale jednocześnie przekazać mu wszystko co chce.
-Okłamałeś mnie- Paul zmarszczył brwi nie wiedząc dokładnie o co chodzi dziewczynie.- Mówiłeś że nie wiesz kto jest ojcem Freddiego.
-Czemu ingerujesz w moje sprawy?- spytał ze spokojem dalej do końca nie wiedząc o co chodzi dziewczynie.
-Ingeruję?! Ja ingeruję?! To ty wpieprzyłeś się do moich problemów! Nie prosiłam cię o nic!- wykrzyczała wyładowując frustrację. Zaciskała pięści jak zawsze chcąc rozładować złość.
-Na naszych spotkaniach ani razu nie powiedziałaś co cię spotkało- cichy i opanowany głos Paula wcale nie uspokajał dziewczyny. Przez to złość Angeliki jeszcze bardziej wzrastała.- To ja pierwszy opowiedziałem ci o moim życiu omijając tylko kilka mniej ważnych szczegółów. Po co ci było wiedzieć kto jest ojcem Freddiego?
-Bo Jamie jest twoim przyjacielem. I to wielka różnica jak powiesz że wiesz kto jest ojcem, a jak powiesz że nie wiesz. Przez przypadek dowiedziałam się o Freddiem. Jak zawsze przyszłam do szpitala do dzieci, on tam był i zaczęłam z nim rozmawiać. Mamy między sobą więź... ja go rozumiem...
-Nie mam obowiązku mówić ci wszystkiego- jedno zdanie przeważyło nad wszystkim.
-Ja też nie mam tego obowiązku- odpowiedziała przez zaciśnięte zęby i wyszła z gabinetu.
Stała przed szkołą obserwując przechodzących ludzi po drugiej stronie ulicy i rozmyślała o zdarzeniu które przed chwilą miało miejsce. Przeklęła cicho pod nosem zdając sobie sprawę że wyrzuty które miała do Paula były bezsensowne. Szybkim krokiem wróciła do szkoły i udała się w kierunku gabinetu Benneta.
-Przepraszam Paul, miałeś rację- wyrzuciła z siebie od razu gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu.- Jestem z tych z wszystko muszą wiedzieć- dodała cicho wpatrując się w dywan który aktualnie wydawał się bardzo ciekawy.
-To ja przepraszam, nie powinienem tak naskoczyć- psycholog niespodziewanie przytulił dziewczynę, na co ta również objęła go swoimi drobnymi ramionami.
-Bardzo cię lubię Paul- chcąc nie chcąc Angelika musiała przyznać, że Paul Bennet był jej drugim Nathanielem. Tylko że ten pierwszy był przy niej. Teraz, kiedy go potrzebowała. Nie tak jak Nathan, który zjawiał się niespodziewanie i tak samo znikał kiedy Angelika najbardziej go potrzebowała.
-Angie... zmykaj już do domu, późno się robi- Angelika zorientowała się że jest ciemno dopiero gdy zerknęła za okno.  Powoli zakładała czarny płaszcz chcąc jak najdłużej zostać z Paulem. Nie uśmiechał jej się powrót do domu, tym bardziej że tego dnia w mieszkaniu miał zjawić się Nathan.
-Dobranoc Paul, do zobaczenia- wymusiła lekki uśmiech i cicho zamykając za sobą drzwi ruszyła w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy wyszła ze szkoły zadrżała z powodu zetknięcia z zimną temperaturą. Owinęła się szczelniej szalikiem i zamierzała iść dalej gdyby nie czyjeś dłonie na jej oczach które skutecznie zasłoniły widok i zabroniły iść dalej.
-Paul… nie rób sobie żartów, proszę- powiedziała będąc pewną że to Bennet, bo co normalny uczeń robiłby o tej godzinie w szkole? A nawet jeśli, Angelika nie przyjaźniła się prawie z żadnym uczniem szkoły.- Daruj sobie- jęknęła zirytowana gdy osoba zasłaniająca jej oczy nie odpuszczała, a gdy miała dosyć czekania zaczęła próbować zdjąć dłonie z oczu. Nie dłużej niż po minucie udało jej się oderwać od „napastnika”, a gdy się odwróciła ujrzała zwijającego się ze śmiechu Nathana.
-Głupi jesteś!- krzyknęła zdenerwowana i zostawiając brata dalej głupio chichoczącego poszła w stronę przystanku.
-Ej, Angelika!- krzyknął orientując się, że żart wcale nie rozbawił siostry.- Poczekaj!- Nathaniel dogonił dziewczynę i złapał ją za ramię. Ta zatrzymała się w miejscu i zgromiła brata spojrzeniem.
-Mogłeś zadzwonić że będziesz- syknęła.- Chyba że mówiłeś Jose, a ja znowu nic nie wiem bo po co…- po słowach Angeliki Nathan automatycznie spoważniał. Przyglądał się siostrze która tego dnia miała chyba wyjątkowo zły humor.
-Jedźmy do domu Angelika i błagam… nie rób awantur- nadal obrażona nastolatka wsiadła do samochodu i nie odzywając się do brata zapięła pasy.
*

-Jak to mam jechać do mamy?- spytała zszokowana po tym jak będąc już w domu Nathan razem z Jose powiedzieli Angelice o podjętej już decyzji.
-Powiedziała że jest gotowa się z tobą spotkać.
-A może ja nie jestem gotowa?! Nie miałam z nią kontaktu przez dwa lata! Żadnego kontaktu!- zdenerwowana Angelika chodziła po pokoju w którym była ona, jej brat i Jose.- Nie będę na każde jej zawołanie! Nie wiem co ona sobie myśli… że, że…- zaczęła się jąkać nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Czuła jak ręce jej drżą ze złości i stresu.- Jak wy myślicie… jak wy sobie wyobrażacie że po dwóch latach… po dwóch latach przez które nie miałam z nią kontaktu w jeden dzień mam ogarnąć wszystko co się we mnie przez ten czas kotłowało i pojechać do niej? Do reszty was…- przerwała nie chcąc rozpocząć kolejnej kłótni. Spojrzała na smutną Jose i zawiedzionego Nathana którzy wlepili w nią swój wzrok.- Idę do siebie…- powiedziała jeszcze i zaraz po tym zniknęła za drzwiami.
Leżąc już pod kołdrą myślała jak to będzie. Bo wiedziała że Nathan nie odpuści i nie zostawi jej w domu. Skoro mama chciała ją zobaczyć, to Nathan tego dopilnuje. Jeśli chodziło o mamę i Angelikę, to dla Nathana mama była na pierwszym miejscu.
*
Rano obudziło ją lekkie szturchanie. Jeszcze nie całkowicie świadoma otworzyła oczy i od razu zmrużyła ją kiedy zaczęło razić ją słońce. Widząc brata zrzuciła z siebie kołdrę i jeszcze przecierając zaspane oczy zeszła z łóżka. Ubrana w zwyczajne dżinsy i czarną, przylegającą do ciała bluzkę z rękawami sięgającymi do łokcia wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni chcąc zjeść śniadanie. Powoli przeżuwała kanapkę chcąc jak najbardziej opóźnić wyjazd.
-Zbieraj się, będę czekał w samochodzie- powiedział Nathan gdy skończyła jeść.- Mama prosiła żebyś miała rozpuszczone włosy- dodał jeszcze zanim wyszedł z mieszkania.
-Może jeszcze przyśle mi instrukcję jak mam być ubrana…- odburknęła nerwowo ściągając gumkę z włosów. Po raz trzeci pożegnała się z Jose i poprawiając podręczną torbę na ramieniu wyszła z bloku
i wsiadła do samochodu brata. Przez całą drogę milczała, a gdy Nathan próbował nawiązać z nią kontakt ignorowała go.
Kiedy zaparkowali pod budynkiem który okazał się szpitalem psychiatrycznym, Angelikę sparaliżował strach. Dobrze wiedziała, że nie jest przygotowana na spotkanie z mamą, do którego została przymuszona. Niechętnie wyszła z samochodu i rozglądnęła się po otoczeniu. Mówiąc szczerze- zupełnie inaczej wyobrażała sobie miejsce gdzie przebywa jej mama. W głowie zawsze miała wizję obskurnego, starego budynku z kratami w oknach, oraz pokoi bez klamek w  których w środku znajdowała się jedna niewygodna prycz i mały stolik. Zamiast tego ujrzała ładny, ceglany duży budynek, a w środku szpital wyglądał całkiem normalnie. Mimo to przyjemne wrażenie nie zmieniło nastawienia nastolatki do spotkania z matką. Szła za bratem jak na ścięcie coraz bardziej zwalniając.
-Nie zachowuj się jak tchórz…- usłyszała mruknięcie brata gdy zatrzymała się przed drzwiami odgradzającymi ją od kobiety której tak bardzo nienawidziła.
 Drżącą dłonią nacisnęła klamkę, a będąc już w pokoju zorientowała się że oprócz mamy w pomieszczeniu nie będzie nikogo. Szybko nabierała powietrze do płuc nie będąc zdolną się uspokoić i spojrzeć na kobietę stojącą naprzeciwko niej. Louisa Jones brązowe włosy miała spięte w prostego koka, a na sobie miała zwyczajny szary sweter i proste czarne spodnie. Twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji i uczuć. Tylko w oczach można było dostrzec coś na kształt miłości.
-Angie… Moja malutka Angie- usłyszała a zaraz potem obejmowały ją sztywne ramiona mamy. Gdy rodzicielka odsunęła się od niej, Angelika zauważyła w jej oczach łzy.
-Cześć- mruknęła szybko i zerknęła w stronę okna. Nie widząc tam nic ciekawego ponownie spojrzała na matkę.
-Usiądź. Chcesz się napić herbaty? Mam twoją ulubioną… Pielęgniarka może nam zrobić...
-Nie chcę- odpowiedziała sucho siadając na krześle obok łóżka na którym usiadła pani Jones.
-Jak w szkole kochanie?- zapytała łapiąc córkę za rękę. Ta natomiast powstrzymywała się żeby tej ręki z uścisku nie wyrwać.
-Wszystko dobrze- odpowiedziała krótko nie mogąc się zdobyć na dłuższą odpowiedź. Kiedy rozmowa całkowicie się nie kleiła, mama Angeliki usiadła z nią i powoli zaczęła zaplatać warkocze z włosów córki. Nastolatka siedziała dalej na krześle i wspominała okres jeszcze szczęśliwego dzieciństwa.
Pamiętała, że zawsze na szczególne okazje mama zaplatała z jej długich włosów koszyczek, na widok którego każdy był zachwycony.
-Masz chłopaka skarbie?- ponownie do jej uszu doleciał smutny i zachrypnięty głos mamy.
-Czemu pytasz?- spytała, po chwili dodając- nie, nie mam.
-Pytam, bo… to chyba mój obowiązek. Powinnam się tobą interesować. Gotowe skarbie- Angelika wstała z krzesła i delikatnie pomacała ręką dzieło z tyłu jej głowy. Lustra w pokoju nie było z wiadomego powodu.
-Mamo, musimy już jechać…- niespodziewanie do pokoju wszedł Nathaniel. Dopiero wtedy Angelika spojrzała na zegarek i zorientowała się, że krótkie urywane rozmowy, cisza oraz zaplatanie fryzury zajęły prawie cztery godziny, a kolejne dwie i pół miał  zająć im powrót do domu.
*

Gdy Nathaniel zatrzymał się na osiedlu Angelika natychmiastowo wybiegła z samochodu i pognała w przeciwną stronę niż blok w którym mieszkała. Nie zwróciła uwagi czy brat za nią pobiegnie czy nie. Chciała być sama i nikt nie miał prawa jej w tym przeszkodzić. Ciągle płakała nie mogąc wymazać z pamięci obrazu mamy. Mamy która była jej obca, mamy… która nie była jej mamą. Angelika dopiero teraz dopuściła do siebie że  kobieta która ją urodziła jest dla niej obcą osobą. Było już ciemno a na ulicach nie było prawie nikogo. Może dlatego nie ocierając łez i nie rozglądając się wbiegła na ulicę chcąc przejść na drugą jej stronę. Ocknęła się dopiero wtedy gdy usłyszała pisk opon, a maska starego forda znajdowała się kilka centymetrów od jej nóg. Nie docierało do niej za bardzo co się dzieje. Wpatrywała się w światła samochodu które raziły ją w oczy, ale zdawałoby się jakby dziewczyna miała to gdzieś.
Za kierownicą dalej siedział równie zszokowany właściciel pojazdu i patrzył się przez szybę na dziewczynę. Kiedy wysiadł z samochodu zobaczyć czy dziewczynie która prawie wpadła pod koła jego samochodu szok minimalnie się zwiększył, o ile było to możliwe. Stała przed nim Angelika Jones. Prawie potrącił własną uczennicę. Zebrał myśli i spojrzał na nastolatkę która zaczęła mieć drgawki. Szybko podszedł do niej i zamknął w żelaznym uścisku próbują ją uspokoić.
-Przepraszam… Przepraszam Angelika- wyszeptał gładząc ją po plecach. Dziewczyna dalej płakała nie mogąc się uspokoić a zestresowany Jamie nie wiedział co ma zrobić. Czuł jak smukłe palce Angeliki zaciskają się na jego kurtce, a sama dziewczyna próbuje jak najmocniej wtulić się w bezpieczne ramiona mężczyzny. Powoli zaprowadził ją do swojego samochodu i posadził na przednim siedzenie.
-Podaj mi adres Angelika, to podwiozę cię do domu- powiedział dalej czując szok. Kiedy po kilku próbach dowiedzenia się miejsca zamieszkania nadal nie wiedział gdzie ma odwieźć Angelikę, postanowił że zabierze ją do siebie.



Przepraszam, sprawdziłam tylko początek rozdziału, 
i nie jestem z niego szczególnie zadowolona. 
Nie mam siły na więcej. 
Mam w wordzie jeden rozdział w przód, jakoś udało mi się napisać, 
ale nie wiem kiedy go dodam.
Mam ochotę zrobić sobie przerwę od blogowania. 
Od wszystkiego. Odciąć się na jakiś czas, nie wchodzić na twittera, gg, 
nic nie pisać... bo kiedy faktycznie zaczęłam się porządnie uczyć, 
okazało się że kompletnie nie mam czasu żeby pisać rozdziały, czytać i komentować.
Może w marcu to się zmieni? Kiedy będzie nowy semestr, 
nie będę miała egzaminów i skończą się projekty gimnazjalne...
Bo teraz jest tak, że wracam do domu, jem obiad, 
odrabiam lekcje, później ćwiczę na saksofonie, na fortepianie, 
a na wieczór zostawiam sobie kształcenie słuchu, 
zasady muzyki i literaturę muzyczną która mnie wykańcza. 
Ciężko mi pisać cokolwiek, jeśli mam raz na tydzień przygotowywać dwa ćwiczenia do śpiewania, kilka etiud i utwory na instrument... Nie wiem co dalej będzie. 
Dziękuję za komentarze które mnie motywują do nie zostawienia tego tak o.
Jeszcze raz przepraszam za tak beznadziejny rozdział.