-Widzę, że coś
znowu się stało- dziewczyna wywróciła oczami dalej utrzymując maskę
obojętności.- W domu masz kłopoty? W szkole? Ktoś ze znajomych...
-Paul nic się nie
stało- przerwała psychologowi, który spojrzał na nią z wypisanym na twarzy
"jeśli myślisz że uwierzę to się grubo mylisz".- Niech ci będzie...
ale żeby później nie było na mnie, sam chciałeś.
-Nie marudź tylko
gadaj- Angelika nie wiedziała jak ma zacząć mówić. Żeby nie urazić Paula, ale
jednocześnie przekazać mu wszystko co chce.
-Okłamałeś mnie-
Paul zmarszczył brwi nie wiedząc dokładnie o co chodzi dziewczynie.- Mówiłeś że
nie wiesz kto jest ojcem Freddiego.
-Czemu ingerujesz w
moje sprawy?- spytał ze spokojem dalej do końca nie wiedząc o co chodzi
dziewczynie.
-Ingeruję?! Ja
ingeruję?! To ty wpieprzyłeś się do moich problemów! Nie prosiłam cię o nic!-
wykrzyczała wyładowując frustrację. Zaciskała pięści jak zawsze chcąc
rozładować złość.
-Na naszych
spotkaniach ani razu nie powiedziałaś co cię spotkało- cichy i opanowany głos
Paula wcale nie uspokajał dziewczyny. Przez to złość Angeliki jeszcze bardziej
wzrastała.- To ja pierwszy opowiedziałem ci o moim życiu omijając tylko kilka
mniej ważnych szczegółów. Po co ci było wiedzieć kto jest ojcem Freddiego?
-Bo Jamie jest
twoim przyjacielem. I to wielka różnica jak powiesz że wiesz kto jest ojcem, a
jak powiesz że nie wiesz. Przez przypadek dowiedziałam się o Freddiem. Jak
zawsze przyszłam do szpitala do dzieci, on tam był i zaczęłam z nim rozmawiać.
Mamy między sobą więź... ja go rozumiem...
-Nie mam obowiązku
mówić ci wszystkiego- jedno zdanie przeważyło nad wszystkim.
-Ja też nie mam
tego obowiązku- odpowiedziała przez zaciśnięte zęby i wyszła z gabinetu.
Stała przed szkołą
obserwując przechodzących ludzi po drugiej stronie ulicy i rozmyślała o
zdarzeniu które przed chwilą miało miejsce. Przeklęła cicho pod nosem zdając
sobie sprawę że wyrzuty które miała do Paula były bezsensowne. Szybkim krokiem
wróciła do szkoły i udała się w kierunku gabinetu Benneta.
-Przepraszam Paul,
miałeś rację- wyrzuciła z siebie od razu gdy tylko znalazła się w
pomieszczeniu.- Jestem z tych z wszystko muszą wiedzieć- dodała cicho wpatrując
się w dywan który aktualnie wydawał się bardzo ciekawy.
-To ja przepraszam,
nie powinienem tak naskoczyć- psycholog niespodziewanie przytulił dziewczynę,
na co ta również objęła go swoimi drobnymi ramionami.
-Bardzo cię lubię
Paul- chcąc nie chcąc Angelika musiała przyznać, że Paul Bennet był jej drugim
Nathanielem. Tylko że ten pierwszy był przy niej. Teraz, kiedy go potrzebowała.
Nie tak jak Nathan, który zjawiał się niespodziewanie i tak samo znikał kiedy
Angelika najbardziej go potrzebowała.
-Angie... zmykaj
już do domu, późno się robi- Angelika zorientowała się że jest ciemno dopiero
gdy zerknęła za okno. Powoli zakładała
czarny płaszcz chcąc jak najdłużej zostać z Paulem. Nie uśmiechał jej się
powrót do domu, tym bardziej że tego dnia w mieszkaniu miał zjawić się Nathan.
-Dobranoc Paul, do
zobaczenia- wymusiła lekki uśmiech i cicho zamykając za sobą drzwi ruszyła w
stronę wyjścia ze szkoły. Gdy wyszła ze szkoły zadrżała z powodu zetknięcia z
zimną temperaturą. Owinęła się szczelniej szalikiem i zamierzała iść dalej
gdyby nie czyjeś dłonie na jej oczach które skutecznie zasłoniły widok i
zabroniły iść dalej.
-Paul… nie rób
sobie żartów, proszę- powiedziała będąc pewną że to Bennet, bo co normalny
uczeń robiłby o tej godzinie w szkole? A nawet jeśli, Angelika nie przyjaźniła
się prawie z żadnym uczniem szkoły.- Daruj sobie- jęknęła zirytowana gdy osoba
zasłaniająca jej oczy nie odpuszczała, a gdy miała dosyć czekania zaczęła
próbować zdjąć dłonie z oczu. Nie dłużej niż po minucie udało jej się oderwać
od „napastnika”, a gdy się odwróciła ujrzała zwijającego się ze śmiechu
Nathana.
-Głupi jesteś!-
krzyknęła zdenerwowana i zostawiając brata dalej głupio chichoczącego poszła w
stronę przystanku.
-Ej, Angelika!-
krzyknął orientując się, że żart wcale nie rozbawił siostry.- Poczekaj!-
Nathaniel dogonił dziewczynę i złapał ją za ramię. Ta zatrzymała się w miejscu
i zgromiła brata spojrzeniem.
-Mogłeś zadzwonić
że będziesz- syknęła.- Chyba że mówiłeś Jose, a ja znowu nic nie wiem bo po co…-
po słowach Angeliki Nathan automatycznie spoważniał. Przyglądał się siostrze
która tego dnia miała chyba wyjątkowo zły humor.
-Jedźmy do domu
Angelika i błagam… nie rób awantur- nadal obrażona nastolatka wsiadła do
samochodu i nie odzywając się do brata zapięła pasy.
*
-Jak to mam jechać
do mamy?- spytała zszokowana po tym jak będąc już w domu Nathan razem z Jose
powiedzieli Angelice o podjętej już decyzji.
-Powiedziała że
jest gotowa się z tobą spotkać.
-A może ja nie
jestem gotowa?! Nie miałam z nią kontaktu przez dwa lata! Żadnego kontaktu!-
zdenerwowana Angelika chodziła po pokoju w którym była ona, jej brat i Jose.-
Nie będę na każde jej zawołanie! Nie wiem co ona sobie myśli… że, że…- zaczęła
się jąkać nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Czuła jak ręce jej drżą ze złości
i stresu.- Jak wy myślicie… jak wy sobie wyobrażacie że po dwóch latach… po
dwóch latach przez które nie miałam z nią kontaktu w jeden dzień mam ogarnąć
wszystko co się we mnie przez ten czas kotłowało i pojechać do niej? Do reszty
was…- przerwała nie chcąc rozpocząć kolejnej kłótni. Spojrzała na smutną Jose i
zawiedzionego Nathana którzy wlepili w nią swój wzrok.- Idę do siebie…-
powiedziała jeszcze i zaraz po tym zniknęła za drzwiami.
Leżąc już pod
kołdrą myślała jak to będzie. Bo wiedziała że Nathan nie odpuści i nie zostawi
jej w domu. Skoro mama chciała ją zobaczyć, to Nathan tego dopilnuje. Jeśli
chodziło o mamę i Angelikę, to dla Nathana mama była na pierwszym miejscu.
*
Rano obudziło ją
lekkie szturchanie. Jeszcze nie całkowicie świadoma otworzyła oczy i od razu
zmrużyła ją kiedy zaczęło razić ją słońce. Widząc brata zrzuciła z siebie
kołdrę i jeszcze przecierając zaspane oczy zeszła z łóżka. Ubrana w zwyczajne
dżinsy i czarną, przylegającą do ciała bluzkę z rękawami sięgającymi do łokcia
wyszła z pokoju i skierowała się w stronę kuchni chcąc zjeść śniadanie. Powoli
przeżuwała kanapkę chcąc jak najbardziej opóźnić wyjazd.
-Zbieraj się, będę
czekał w samochodzie- powiedział Nathan gdy skończyła jeść.- Mama prosiła żebyś
miała rozpuszczone włosy- dodał jeszcze zanim wyszedł z mieszkania.
-Może jeszcze
przyśle mi instrukcję jak mam być ubrana…- odburknęła nerwowo ściągając gumkę z
włosów. Po raz trzeci pożegnała się z Jose i poprawiając podręczną torbę na ramieniu
wyszła z bloku
i wsiadła do
samochodu brata. Przez całą drogę milczała, a gdy Nathan próbował nawiązać z
nią kontakt ignorowała go.
Kiedy zaparkowali
pod budynkiem który okazał się szpitalem psychiatrycznym, Angelikę sparaliżował
strach. Dobrze wiedziała, że nie jest przygotowana na spotkanie z mamą, do
którego została przymuszona. Niechętnie wyszła z samochodu i rozglądnęła się po
otoczeniu. Mówiąc szczerze- zupełnie inaczej wyobrażała sobie miejsce gdzie
przebywa jej mama. W głowie zawsze miała wizję obskurnego, starego budynku z
kratami w oknach, oraz pokoi bez klamek w
których w środku znajdowała się jedna niewygodna prycz i mały stolik.
Zamiast tego ujrzała ładny, ceglany duży budynek, a w środku szpital wyglądał
całkiem normalnie. Mimo to przyjemne wrażenie nie zmieniło nastawienia
nastolatki do spotkania z matką. Szła za bratem jak na ścięcie coraz bardziej
zwalniając.
-Nie zachowuj się
jak tchórz…- usłyszała mruknięcie brata gdy zatrzymała się przed drzwiami
odgradzającymi ją od kobiety której tak bardzo nienawidziła.
Drżącą dłonią nacisnęła klamkę, a będąc już w
pokoju zorientowała się że oprócz mamy w pomieszczeniu nie będzie nikogo.
Szybko nabierała powietrze do płuc nie będąc zdolną się uspokoić i spojrzeć na
kobietę stojącą naprzeciwko niej. Louisa Jones brązowe włosy miała spięte w
prostego koka, a na sobie miała zwyczajny szary sweter i proste czarne spodnie.
Twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji i uczuć. Tylko w oczach można było
dostrzec coś na kształt miłości.
-Angie… Moja
malutka Angie- usłyszała a zaraz potem obejmowały ją sztywne ramiona mamy. Gdy
rodzicielka odsunęła się od niej, Angelika zauważyła w jej oczach łzy.
-Cześć- mruknęła szybko i zerknęła w stronę okna. Nie widząc tam nic ciekawego
ponownie spojrzała na matkę.
-Usiądź. Chcesz się
napić herbaty? Mam twoją ulubioną… Pielęgniarka może nam zrobić...
-Nie chcę- odpowiedziała
sucho siadając na krześle obok łóżka na którym usiadła pani Jones.
-Jak w szkole
kochanie?- zapytała łapiąc córkę za rękę. Ta natomiast powstrzymywała się żeby
tej ręki z uścisku nie wyrwać.
-Wszystko dobrze-
odpowiedziała krótko nie mogąc się zdobyć na dłuższą odpowiedź. Kiedy rozmowa
całkowicie się nie kleiła, mama Angeliki usiadła z nią i powoli zaczęła
zaplatać warkocze z włosów córki. Nastolatka siedziała dalej na krześle i wspominała
okres jeszcze szczęśliwego dzieciństwa.
Pamiętała, że
zawsze na szczególne okazje mama zaplatała z jej długich włosów koszyczek, na
widok którego każdy był zachwycony.
-Masz chłopaka
skarbie?- ponownie do jej uszu doleciał smutny i zachrypnięty głos mamy.
-Czemu pytasz?- spytała, po chwili dodając- nie, nie mam.
-Pytam, bo… to
chyba mój obowiązek. Powinnam się tobą interesować. Gotowe skarbie- Angelika
wstała z krzesła i delikatnie pomacała ręką dzieło z tyłu jej głowy. Lustra w
pokoju nie było z wiadomego powodu.
-Mamo, musimy już
jechać…- niespodziewanie do pokoju wszedł Nathaniel. Dopiero wtedy Angelika
spojrzała na zegarek i zorientowała się, że krótkie urywane rozmowy, cisza oraz
zaplatanie fryzury zajęły prawie cztery godziny, a kolejne dwie i pół miał zająć im powrót do domu.
*
Gdy
Nathaniel zatrzymał się na osiedlu Angelika natychmiastowo wybiegła z samochodu
i pognała w przeciwną stronę niż blok w którym mieszkała. Nie zwróciła uwagi
czy brat za nią pobiegnie czy nie. Chciała być sama i nikt nie miał prawa jej w
tym przeszkodzić. Ciągle płakała nie mogąc wymazać z pamięci obrazu mamy. Mamy
która była jej obca, mamy… która nie była jej mamą. Angelika dopiero teraz
dopuściła do siebie że kobieta która ją
urodziła jest dla niej obcą osobą. Było już ciemno a na ulicach nie było prawie
nikogo. Może dlatego nie ocierając łez i nie rozglądając się wbiegła na ulicę
chcąc przejść na drugą jej stronę. Ocknęła się dopiero wtedy gdy usłyszała pisk
opon, a maska starego forda znajdowała się kilka centymetrów od jej nóg. Nie
docierało do niej za bardzo co się dzieje. Wpatrywała się w światła samochodu
które raziły ją w oczy, ale zdawałoby się jakby dziewczyna miała to gdzieś.
Za
kierownicą dalej siedział równie zszokowany właściciel pojazdu i patrzył się
przez szybę na dziewczynę. Kiedy wysiadł z samochodu zobaczyć czy dziewczynie
która prawie wpadła pod koła jego samochodu szok minimalnie się zwiększył, o
ile było to możliwe. Stała przed nim Angelika Jones. Prawie potrącił własną
uczennicę. Zebrał myśli i spojrzał na nastolatkę która zaczęła mieć drgawki. Szybko
podszedł do niej i zamknął w żelaznym uścisku próbują ją uspokoić.
-Przepraszam…
Przepraszam Angelika- wyszeptał gładząc ją po plecach. Dziewczyna dalej płakała
nie mogąc się uspokoić a zestresowany Jamie nie wiedział co ma zrobić. Czuł jak
smukłe palce Angeliki zaciskają się na jego kurtce, a sama dziewczyna próbuje
jak najmocniej wtulić się w bezpieczne ramiona mężczyzny. Powoli zaprowadził ją
do swojego samochodu i posadził na przednim siedzenie.
-Podaj mi
adres Angelika, to podwiozę cię do domu- powiedział dalej czując szok. Kiedy po
kilku próbach dowiedzenia się miejsca zamieszkania nadal nie wiedział gdzie ma
odwieźć Angelikę, postanowił że zabierze ją do siebie.
Przepraszam, sprawdziłam tylko początek rozdziału,
i nie jestem z niego szczególnie zadowolona.
Nie mam siły na więcej.
Mam w wordzie jeden rozdział w przód, jakoś udało mi się napisać,
ale nie wiem kiedy go dodam.
Mam ochotę zrobić sobie przerwę od blogowania.
Od wszystkiego. Odciąć się na jakiś czas, nie wchodzić na twittera, gg,
nic nie pisać... bo kiedy faktycznie zaczęłam się porządnie uczyć,
okazało się że kompletnie nie mam czasu żeby pisać rozdziały, czytać i komentować.
Może w marcu to się zmieni? Kiedy będzie nowy semestr,
nie będę miała egzaminów i skończą się projekty gimnazjalne...
Bo teraz jest tak, że wracam do domu, jem obiad,
odrabiam lekcje, później ćwiczę na saksofonie, na fortepianie,
a na wieczór zostawiam sobie kształcenie słuchu,
zasady muzyki i literaturę muzyczną która mnie wykańcza.
Ciężko mi pisać cokolwiek, jeśli mam raz na tydzień przygotowywać dwa ćwiczenia do śpiewania, kilka etiud i utwory na instrument... Nie wiem co dalej będzie.
Dziękuję za komentarze które mnie motywują do nie zostawienia tego tak o.
Jeszcze raz przepraszam za tak beznadziejny rozdział.